Spimy do oporu. Wreszcie mamy luzniejszy dzien i mozemy nadrobic skumulowany niedostatek snu. Potem leniwe sniadanko i pierwsze wyzwanie tego dnia: pranie. Minelo juz 2 tygodnie naszej podrozy i po prostu brakuje nam czystych rzeczy. Niby tutaj z praniem nie ma problemu. Wszedzie porozstawiane sa automatyczne pralki ale ich obsluga to dla nas czarna magia.
Wilk okazuje sie nie taki straszny jak go maluja. Najpierw trzeba w recepcji kupic torebke proszku (1A$), potem wsypac go do pralki, wlozyc brudy, ustawic 3 monety jednodolarowe w odpowiednim boksie, wybrac program (sa opisane po ludzku: biale, kolorowe, bardzo brudne, itd... nie to co u nas: 1,2,3,4), wepchnac boks z monetami i... sie pierze! Robimy 2 prania: jasne i kolorowe. I wszystko nagle mamy czyste! W tym klimacie wszystko schnie momentalnie.
Nastepnie zamawiamy jutrzejsza wycieczke na sasiednia wyspe (Fraser Island) ktora podobno jest najwieksza wyspa na swiecie calkowicie skladajaca sie z piachu. Atrakcja polega na jezdzeniu po niej samochodami terenowymi. Problem w tym ze taka wycieczka jest bardzo droga, a i transport promem samochodu to dla nas duże wyzwanie. Dlatego zamiast plynac, postanawiamy tam poleciec! Znajduujemy w internecie firme Air Fraser Island ktora oferuje loty i na miejscu wynajem samochodu terenowego w cenie nizszej niz wymajecie samochodu na ladzie i jego transport promem. Ostatnie szczegoly rezeracji dogadujemy juz na katamaranie ktory ma nas zabrac na ogladanie wielorybow.
Humbaki wplywaja do zatoki Hervey podczas swojej podrozy z cieplych wod Morza Koralowego do zimnych wod Arktyki. Nikt nie wie dlaczego zatrzymuja sie wlasnie w zatoce Harvey; jedna z teorii mowi ze wieloryby robia sobie tutaj wakacyjna przerwe. Swiadczy o tym ich zachowanie: podgladane przez ludzi, same chetnie podplywaja i obserwuja. Czesto radosnie wyskakuja z wody, przewracaja sie na grzbiety, niektore najnormalniej w swiecie spia! Na katamaranie ktorym plynelismy oprocz nas bylo kilku anglikow, niemcow i cala masa hindusow. Wycieczka trwala kilka godzin i w tym czasie odplynelismy tak dalego od brzegu ze nie bylo go widac. Calosc prowadzil i komentowal rodowity australijczyk. Bylismy pod wrazeniem tego czlowieka: skad on wiedzial gdzie znajduja sie poszczegolne grupki humbakow!? Ale zadziwil wszystkich gdy w pewnym momencie zaczal liczyc 1, 2 i na 3 ogromny wieloryb wyskoczyl nad wode. Niesamowite! Jakby znal mowe tych ssakow. A one naprawde rozmawiaja. Slyszlismy to gdy ze statku wrzucili hydrofon do wody. Przejmujace doswiadczenie.
Profesjonalizm wycieczki mile nas zaskoczyl. Wracajac podpisalismy razem ze wszystkimi petycje do rzadu Japonii w sprawie zaprzestania eksploatacji wielorybow (a co!). Bylismy jedynymi Polakami na liscie.
Po powrocie do hostelu poszlismy wczesnie spac. Nastepnego dnia miala sie zaczac chyba najwieksza nasza przygoda w Australii.
wszystkie zdjęcia: WIELORYBY.