Wczesnym rankiem wysiadamy z autobusu w Coffs Harbour. Na przystanku klimaty takie same jak w Polsce. Miejscowi menele proszą o parę dolarów na alkohol. Zabieramy się z naganiaczem ze schroniska YHA. Jedziemy parę kilometrów busem. Kierowca ma imię Benedykt i przyjechał Niemiec. Zamierza w ciągu roku objechać całą Australię. Kupił nawet samochód ale gdy dojechał do Coffs Harbour samochód się rozpadł. W międzyczasie zaczepił się w schronisku YHA i dowozi gości z przystanku. Dobrze nam się z nim rozmawia. W YHA dostajemy bardzo wygodny pokój. Zaczynamy doceniać schroniska tej sieci.
Caly dzien spędzamy na plazy. Australijczycy uwazaja ze to miasteczko ma najlepszy klimat na ich kontynencie. Ale wcale nie jest tak cieplo...
Wieczorem szukamy centrum i jakiejś imprezki. Spacer zajmuje nam ze 2h i nic nie udaje nam się znaleźć. Nie ma tu nocnego życia.
Nastepnego dnia z pogodą jest jeszcze gorzej. Pochmurno, co chwile leje, bardzo silny wiatr. Jezdzimy na rowerkach. Na jutro zamowilismy samochod i jedziemy dalej na polnoc - w tropiki :-)
wszystkie zdjęcia: COFFS HARBOUR.