GrampianyRano jemy wspaniale sniadanko otoczeni czerwonymi graniami gor Grampians. Jedziemy samochodem (tak tu sie chodzi po gorach) na taras widokowy Barocca Lookout a potem do The Balconies. Spotykamy tam Polakow z Melbourne i ich kuznow z Polski (oczywiscie w podrozy poslubnej).
Great Ocean RoadPotem kreta droga wyjezdzamy z Gor Grampians i kierujemy sie w strone slynnej drogi Great Ocean Road. Drugie sniadanie, czyli tutejszy lunch, robimy sobie nad brzegiem oceanu w Warrnambool. Ciepło nie jest ale jakiś twardziel śmiga na kite-surfingu. Otaczają nas umocnienia i stare armaty które w dawnych czasach miały ochronić to miejsce przed spodziewanym atakiem Rosjan.
Great Ocean Road to podobno jedna z najbardziej malowniczych dróg na świecie. Wije się wzdłuż klifów Oceanu Południowego. Co chwilę trzeba się zatrzymać i podziwiać nieprawdopodobne wapienne formacje skalne wystające z wody. Brzeg jest dziurawy jak szwajcarski ser.
Zatrzymujemy sie w kilku miejscach, m. in. przy London Bridge, 12 Apostołach i Loch Ard Gorge.
To wybrzeże znane jest z licznych katastrof morskich. Dramat rozbitków polegał na tym, że naprawdę nie ma tu gdzie wyjść na ląd. Nawet gdy dotarli do brzegu to najczęściej ginęli rzuceni przez fale na pionowe skały. Największy dreszcz przeszedł nam po plecach gdy dotarliśmy do miejsca w którym w 1891r rozbił się statek o nazwie W.B.Godfrey. Na pobliskiej farmie gospodarowała wtedy rodzina o nazwisku Godfrey...
Jazda po serpentynach Wielkiej Drogi Oceanicznej jest bardzo wolna. W wielu miejscach nie da sie jechać szybciej niż 30km/h. Chociaż dozwolona prędkość to 100km/h jak wszędzie w Wiktorii poza terenem zabudowanym.
Juz po ciemku dojezdzamy do Apollo Bay i tu postanawiamy spedzic noc.
Po krotkich negocjacjach ze staruszką dostajemy wygodna kwatere (2 pokoje + łazienka i kuchnia) za 60$. Kwatera jest w innej części miasta. Staruszka pokazuje na mapie gdzie mamy pojechać. Pytam czy mam rano odwieźć jej klucze a ona mówi żeby zostawić go w drzwiach - któregoś dnia będzie przechodzić to sobie weźmie... nieprawdopodobne! Postanawiamy, że jednak rano odwieziemy ten klucz. Jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny to był to nasz najlepszy nocleg w Australii.
Późnym wieczorem idziemy jeszcze zjeść coś ciepłego. Większość lokali jest już zamknięta. Znajdujemy jedyną czynna restaurację ale ceny w menu są absurdalnie kosmiczne. Bardzo głodni nie jesteśmy więc zamawiamy tylko zupę. Po 10 minutach podchodzi do nas szef kuchni i mówi, że samej zupy gotować mu się nie chce i musimy zamówić coś więcej. Znając paskudne australijskie jedzenie nie mamy ochoty płacić takich cen. Chcemy tylko ciepłej zupy i spać. Po krótkiej awanturze wracamy wściekli do domu. Australijczycy to dopiero lenie!
wszystkie zdjęcia: GREAT OCEAN ROAD.