AdelajdaZmiana czasu. Po odbior samochodu spozniamy sie dokladnie godzine. Na szczescie srebrna Toyota Avalon czeka na nas. Samochod ma automatyczna skrzynie biegow, jest duzy i wygodny. Z dusza na ramieniu ruszamy po lewej stronie jezdni. Zamiast kierunkowskazów włączamy wycieraczki i niebezpiecznie blisko mijamy przeszkody po lewej stronie. Ale to normalne, musimy się przestawić. Na szczescie Adelaida ma tak prosty rozklad ulic ze bez trudu znajdujemy wyjazd z miasta.
Kierujemy sie na polnoc, w strone Gor Flindersa.
Góry FlindersaNa forum serwisu
www.australink.pl widziałem kiedyś wątek w którym ludzie wypisywali najpiękniejsze ich zdaniem miejsca w Australii. Zapamiętałem, że sporo osób opowiadało o Górach Flindersa. Tymczasem, mimo, że przebyliśmy już kilka tysięcy kilometrów i odwiedziliśmy wiele biur informacji turystycznej, to nikt nigdy nie zachęcał nas do odwiedzenia tego miejsca. Jest to tym bardziej dziwne, że rynek usług turystycznych w Australii jest nieporównywalnie bardziej rozwinięty niż w Polsce i dosłownie do każdego (nawet zupełnie niewartego uwagi) kamienia czy innej szopy jest tu zawsze mnóstwo propagandowych ulotek. Trzeba pytać, najlepiej innych Polaków-turystów, bo generalnie wszystko w Australii jest bardzo daleko i bywa że zachwalane miejsce nie jest warte trudu jaki trzeba sobie zadać aby się tam dostać.
Tymczasem o Górach Flindersa nie znaleźliśmy ani jednej porządnej ulotki i ani jednego spektakularnego zdjęcia. I to nas zaintrygowało.
Góry Flindersa nie były nam po drodze ale mieliśmy dużo czasu. Postanowiliśmy tam pojechać.
Po kilku kilometrach za Adelajdą opadają emocje związane z jazdą pod prąd i monotonny krajobraz zaczyna dzialac usypiajaco.
W okolicach Port Augusta krajobraz sie zmienia. Wjezdzamy w kraine przypominajaco scenerie z filmu "Wladca Pierscieni". Idealnie prosta droga prowadzi az po horyzont. W dali widac czerwone lancuchy gorskie. Mijamy dzikie kangury, struisie emu. Co chwile omijamy orly i inne ptaki drapieżne rozszarpujace zwloki kangurow potraconych przez samochody. Jesteśmy tu absolutnie sami. Od kilku godzin nie mijaliśmy żadnego samochodu.
Zatrzymujemy się. Własny pojazd, zachodzące słońce, pustka i dzikość tego miejsca wprowadzają nas w doskonały nastrój. Bawimy się, skaczemy i tańczymy na pustej drodze jak dzieci. Na tym własnie polega niezwykłość Australii - tu każdy może mieć swoją własną plażę, własne jezioro lub bezkres pustyni! My mamy własne góry!
Pod wieczor dojezdzamy do kempingu Rawnslay Park. Z miejsca, które wybieramy na nocleg, musimy przegonic kangura. Postanawiamy przespac sie w samochodzie (zreszta namiotu nie posiadamy).
Toyota pomimo swojej wielkosci okazuje sie wyjatkowo niewygodnym miejscem do spania. Dlugo negocjujemy szerokosc otwartego okna: Ania najchetniej wszystko by zamknela bo cos przyjdzie i nie wiadomo do kogo sie przytuli. Ja walcze o odrobine swiezego powietrza. Ale w nocy budze sie skostnialy i prosze zone aby zamknela wszystkie okna. Jest potwornie zimno
wszystkie zdjęcia: GÓRY FLINDERSA.